czwartek, 15 maja 2014

Rozdział 1

-Słyszałaś to?- odezwałam się ze zdziwieniem patrząc pytająco na siostrę. Siedziałyśmy w salonie oglądając jakiś stary czarno-biały film, sama nie wiem jak mogłam się zgodzić na oglądanie czegoś tak dołującego w sobotni wieczór. Jednak Vaice miała ten przekonywujący dar, pod którym już nie raz uległam z negatywnym tego zakończeniem.
Odwróciła głowę w moją stronę, zmarszczyła czoło jakby nie wiedziała o czym mówię. Hałas wydobył się z kuchni, a przynajmniej tak mi się wydawało. Musiała to usłyszeć, brzmiało to tak jakby ktoś zamknął z hukiem dwie szafki na raz.
-Ostatnio jesteś strasznie przewrażliwiona Hayden- rzekła z poirytowaniem po czym kontynuowała sączenie swojego cappucino. 
-Nie jestem wcale przewrażliwiona, a skoro nic nie słyszałaś to powinnaś wybrać się do laryngologa- rzekłam stanowczo. Nigdy nie warto ze mną zaczynać, bo tak czy inaczej zawsze kończy się porażką przeciwnika. Nie daje za wygraną. Mam swoją naturę.
-Spokojnie, na pewno coś ci się przesłyszało- powiedziała ze spokojem wpatrując się w ekran. Może miała racje, ostatnio naprawdę wyolbrzymiam nic nieznaczące błahostki, więc dzisiaj to również nic takiego. 
Wróciłam do oglądania najnudniejszego filmu jak do tej pory widziałam, lecz przeszkodził mi w tym ponowny hałas dochodzący z kuchni.
-Dobra, musiałaś to usłyszeć- spojrzałam z przerażeniem na siostre.
-Chcesz sprawdzić?- zapytała przełykając ślinę. Nagle cała swobodna atmosfera uleciała gdzieś w przestrzeni. Pokiwałam głową nie wypowiadając  ani jednego słowa. Pociągnęłam siostre za rękę, która natychmiastowo podniosła się z kanapy. Podążałyśmy niepewnym krokiem w stronę kuchni. Zatrzymałyśmy się w połowie drogi gdy nagle w całym mieszkaniu zabrakło prądu. Otaczała nas grobowa cisza mieszająca się z przerażającą ciemnością. Na strychu są latarki- oznajmiła po czym udała się schodami na piętro. Tak po prostu zostawiła mnie tu samą z czymś bawiącym się w poszukiwacza w naszych kuchennych szafkach. Nie mogłam tak stać w tym cholernym przedpokoju nic nie robiąc. Doprowadzało mnie o do szału.
-Idziesz?!- krzyknęłam gdy usłyszałam kolejny szelest wydobywający się ze strony kuchni. Nie otrzymałam żadnej odpowiedzi, więc ruszyłam w stronę do łazienki przypominając sobie, że w schowku za lusterkiem są jeszcze świeczki zapachowe, które miały służyć za umilenie atmosfery, a teraz będą mnie ratować przez zesraniem się w gacie ze strachu. Powoli wślizgnęłam się do łazienki po tak zwanym 'macku". Ostrożnie dotykałam każdą półkę aż w końcu trafiłam na tą właściwą. Kiedy ją otworzyłam znalazłam świeczki na moje szczęście doszukałam się na szufladce poniżej zapałek, dzięki którym nie musiałam się dalej wysilać. Odpaliłam zapałkę zapalając jedną świeczkę. Opuściłam łazienkę idąc w stronę schodów.
-Vaice, żyjesz jeszcze?- zapytałam z niepokojem.
Nie schodziła na dół od 10 minut, coś musiało być nie tak albo po prostu robi sobie żarty. Jak widać nie wybrała sobie odpowiedniej chwili na takie zachowanie. Nie mogąc czekać dłużej postanowiłam sprawdzić co kryło się w kuchni. Niepewnym krokiem szłam wzdłuż korytarza wymijając przeszkody. Dotarłam do futryny drzwi kuchennych. Z tej odległości nic nie dało się zauważyć co kryje się we wnętrzu pomieszczenia. Byłam za bardzo sparaliżowana strachem żeby wejść w głąb pomieszczenia. Ciągle stałam w drzwiach kuchennych dopatrując się czegoś w głębi kuchni. Jednak jedna mała świeczka nie pozwala na odkrycie przyczyny hałasu. Po 5 minutach dalszego czekania na Vaice miałam dość. Chyba zwariowałam. Ciekawość zawsze mną rządziła. Wyciągnęłam rękę macając ścianę kuchenną w poszukiwaniu włącznika światła żeby upewnić się, że jakimś cudem prąd powrócił. Zawiodłam się. Powoli przemieszczałam się w głąb kuchni kompletnie nie świadoma swojego strachu przeszłam już sporą ilość pomieszczenia. Zaczęłam krążyć w kółko. Nikogo ani niczego podejrzanego tam nie było. Więc co było przyczyną hałasu? Zrezygnowana jeszcze raz przyjrzałam się kuchni, po czym odwróciłam się na pięcie w stronę wyjścia. Osłupiałam. To co tam ujrzałam sparaliżowało mnie od stóp do głowy. Z paniki upuściłam świeczkę na kafelkową posadzkę. To przekraczało moje najśmielsze oczekiwania. W progu stała kobieta,którą oświetlała jedynie świeczka pod jej nogami. Miała całą poparzoną twarz przez co nie dało się określić jej rys twarzy. Zasłaniały ją czarne spalone włosy. Ubrana była w podartą zaplamiona prawdopodobnie krwią sukienkę, która sięgała jej po kostki. Ciało miała trupio-blade. Spojrzenie mordercy. Zaczęła przybliżać się do mnie. Robiła coraz szybsze kroki, a ja nie mogłam ruszyć się z miejsca. Wyglądała jakby ktoś żywcem wyciągnął ją z jakiegoś horroru. Niespełna metr dzielił mnie od jej odrażającej twarzy. Już za późno było na jakiekolwiek modlitwy, prośby, wołania. Wyciągnęła rękę w moją stronę i zaczęła coś bełkotać. Przysunęła ją do mojej twarzy tak, że dzieliły nas już zaledwie centymetry. To był mój koniec. Jeszcze centymetr, a ta poczwara mnie dopadnie. Już czułam jej ohydny oddech na mojej twarzy gdy nagle prąd powrócił, a zza rogu wyłoniła się Vaice z latarkami. Przerażająca kobieta tak po prostu zniknęła. Stałam opierając się jedną ręką o stół, a drugą trzymałam się za głowę. Miałam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Nie mogłam normalnie spojrzeć na siostre dopóki nie podeszła bliżej mnie i zaczęła mną szturchać. Podniosłam wzrok przyglądając się jej ze spokojem, a ona na mnie z szokiem. Odłożyła latarki na stół i nalała wody do szklanki podając mi ją. Nie zdążyłam dokładnie jej złapać, a ta upadła na zimne kafelki roztrzaskując się na tysiące małych kawałeczków. Nie mogłam otrząsnąć się z szoku. Słyszałam jedynie szumy dookoła. Stałam i w osłupieniu przyglądałam się rozlewającej wodzie po podłodze. Poczułam jak Vaice łapie mnie za ramiona i próbuje posadzić na krzesło jak jakieś małe dziecko. Gdy usiadłam wszystko przeanalizowałam w mojej głowie. Niepewnie spojrzałam na siostre, która zbierała kawałki szkła z ziemi. Gdy skończyła dosiadła się do mnie i zadawała mi przeróżne pytania, lecz nie potrafiłam uformować jej słów w zdanie. W tej chwili byłam na to za słaba. Obraz powoli zaczął się rozmazywać, a ciało odmawiało posłuszeństwa. Wychwytywałam jedynie pojedyncze słowa siostry.

- Hay, to tylko sen, halo, obudź sie, słyszysz- powtarzała szarpiąc mną.

-Matko!- krzyknęłam od razu podnosząc się do pozycji siedzącej. Złapałam się za głowę analizując to co właśnie się wydarzyło. To był sen, cholerny sen. To niemożliwe. Wszystko było takie realne, jakbym właśnie to przeżywała. Kiedyś, w dalekiej przeszłości, gdy byłam mała miałam podobne sny. Śniło mi się, że pewien odrażający mężczyzna na podobieństwo owej kobiety nieustannie mnie śledzi próbując się mnie pozbyć. Sny powtarzały się co noc przez co najmniej 2 lata. Ilekroć próbowałam zasnąć zawsze miałam obawy przed tym co spotka mnie we śnie. Zazwyczaj odtwarzały się sceny z mojego życia po czym z zaułków wyłaniał się ten człowiek. Nigdy nie potrafiłam zapamiętać jego twarzy, lecz wiem, że była podobna do kobiety z mojego dzisiejszego snu. Miałam nadzieję, że to nie powtórzy się już nigdy więcej. Kto by się spodziewał, że powrócą po 8 latach. To jest część mojego życia, do której nigdy nie miałam ochoty powracać. Za każdym razem gdy spowiadałam się komuś z tego co przeżywam uznawał mnie za idiotke albo śmiał się ze mnie na cały głos. Nikt nie rozumiał tego co czuje. Całe dzieciństwo przeżyłam w strachu.
-Wszystko w porządku?- zapytała z lekkim zdenerwowaniem Vaice. Usiadła na moim łóżku łapiąc mnie za rękę. Ona jako jedyna rozumiała przez co przechodzę, potrafiła mnie wysłuchać. Zawsze interesowało ją to o czym opowiadam, to co działo się w tych przeklętych snach. Jej ogromną zaletą jest wielkie serce. Nigdy się ze mnie nie wyśmiewała. Doskonale mnie rozumiała. Potrafiła współczuć i pocieszyć jak nikt inny, nawet rodzice.
-Tak, tak myśle- odpowiedziałam, co od razu stało się przyczyną silnego bólu głowy.
-Nie wygląda to najlepiej- rzekła ze zmartwioną miną.
-Nie, wszystko gra- zapewniała siostre. Powoli się od niej odsunęłam wstając z łóżka. Po wydostaniu się spod ciepłej kołdry od razu uderzył we mnie powiew chłodu. Pomaszerowałam do krzesła obok biurka, na którym zawieszony był szlafrok. Założyłam go od razu pozbywając się nieprzyjemnego zimna.
-Zaraz musze wychodzić do pracy, potrzebujesz czegoś?- zapytała zatroskana. Oto kolejna z dobrych cech Vaice. Zawsze troszczyła się o wszystkich i wszystko dookoła. Nigdy nie myślała tylko o sobie. Dla niej nie było ważne jak ona się czuje, grunt, że inni mają dobre samopoczucie. Jest typem człowieka, który nie potrafi obrazić kogoś bez najmniejszych podstaw. Nie skrzywdziłaby nawet muchy. To bardzo dziwne, że jesteśmy tak bliskimi osobami, a tak bardzo różnimy się od siebie. Jestem kompletnym przeciwieństwem Vaice mimo to potrafimy się doskonale dogadać, bo przecież przeciwieństwa się przeciągają.
-Nie, poradzę sobie- powiedziałam z lekkim uśmiechem. Wygrzebałam z szafy starą, szarą koszulkę i spodnie dresowe. Wyszłam z pokoju wraz z Vaice, która śpieszyła się do swojej nowej pracy w River Café. Jej ogromną pasją jest gotowanie. Bardzo się starała o posadę w tej restauracji, ponieważ zawsze uwielbiałyśmy tam chodzić na desery, obiady i czasami kolacje. Był jeszcze jeden powód. To najpopularniejsza restauracja w całym Londynie, a zarobki są gigantyczne. Niestety jej marzenia skończyły się na posadzie praktykującej kelnerki.
Pomaszerowałam prosto do łazienki. Przebrałam piżamę na wygodne dresy po czym związałam włosy w luźnego kucyka. Gdy zeszłam na dół Vaice już nie było. Chyba naprawdę bardzo stresuje się nową pracą, bo postanowiła wyjść o pół godziny wcześniej. Zawsze podziwiałam ją za jej zaangażowanie. W moim wydaniu praca nie brzmi najlepiej. Jestem typem leniucha, który tylko czeka na oklaski. Mimo iż nie za bardzo paliłam się do pracy to w nawyku miałam wczesne wstawanie. Przez wczesną godzinę na zewnątrz było ciemno co jest oczywiste późną jesienią. Przeszłam do kuchni by zrobić sobie śniadanie. Tradycyjnie przygotowałam sobie musli, wzięłam miskę i przeszłam do salonu włączając w telewizji jakiś poranny program z wiadomościami. Usadowiłam się na kanapie skacząc po kanałach telewizyjnych. O tej porze nic ciekawego nie było, więc postanowiłam obejrzeć wiadomości. Nie zbyt udany początek dnia lecz nie zapowiadał się na jakiś specjalnie inny od pozostałych.
"W Londynie w dzielnicy Chelsea doszło do kolejnego zabójstwa w tym miesiącu". Śledziłam wzrokiem napis przewijający się w dolnej części ekranu. O ile się nie mylę to już 3 z kolei morderstwo na dzielnicy, w której mieszkałam wraz z siostrą. Jest to przestrzeń przeznaczona dla artystów i polityków, a także wielkich skandali. Nasz dom znajduje się na Kings Road, czyli głównej ulicy owej dzielnicy, na której zdesperowani ludzie nie mają co robić w nocy tylko bawić się w morderce. Czasami mam pewne obawy dotyczące mojego miejsca zamieszkiwania, bo jak widać nie jest to najbezpieczniejsze miejsce. Gdy przeprowadzałam się tu z Vaice uznałyśmy, że to będzie idealne miejsce. Dzielnica w pobliżu centrum Londynu, główna ulica dzielnicy, na której znajduje się wiele domów oraz bloków mieszkalnych. W takich miejscach nie powinno dochodzić do tego typu sytuacji. Tylko idiota mógłby dopuścić się zamachu na tak popularnej dzielnicy, a do tego na głównej ulicy. To oczywiste, że policja zacznie poszukiwania od najsłynniejszych miejsc Londynu.
Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Po jaką cholere ktoś miałby przychodzić i to bez uprzedzenia tak wcześnie rano. Było zaledwie 10 minut po 7. Zerwałam się z kanapy i podeszłam do drzwi. Spojrzałam w wizjer, żeby przekonać się kto jest tak bardzo uczulony na wczesne wstawanie jak ja.
Wizjer był zasłonięty. Co jest?, zmarszczyłam czoło nie wiedząc co się dzieje.
Powoli przekręciłam zamek w drzwiach lekko je uchylając. Zauważyłam dwóch mężczyzn stojących do mnie tyłem.
-W czymś mogę pomóc?- odezwałam się poirytowana. Zanim się obejrzałam mężczyźni wyjęli ze swoich skórzanych kurtek noże mierząc nimi prosto we mnie.

| jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz |
kursywa - sny, myśli, retrospekcja

Oto pierwszy rozdział Madhouse (yay)
Nie wszystko wyszło tak jak planowałam to sobie w głowie lecz to dopiero pierwszy rozdział. Dajmy temu czas ;)
Mam nadzieję, że wstęp w jakiś sposób was zaintrygował i nie opuścicie mnie po pierwszym rozdziale.



Obserwatorzy